Dzieci OnLine
DOJRZEWANIE - JAK jej pomóc??
guga15 - Nie 16 Lut, 2003 15:10
Temat postu: JAK jej pomóc??
moja koleżanka ma problem, znmaczy ona tak uwarza.od miesiąca boli ją brzuch-podbrzusie-codziennie łyka po kilka tabletek przeciwbólowych,ponoć nie może spac po nocach itp.jej mama zaproponowała, ze pójdą do ginekologa, ale ona nie bo...ma kolczyka w pepku.próbowałam na różne sposoby ją przekonac by poszła, ona nie bo mama się dowie o kolczyklu
:!:wszyscy jej zanjomi się o niej martwią bo moze cos jej jest ale ona do lekarza nie pójdzie
jak ja przekonać
Katie - Nie 16 Lut, 2003 18:24
Temat postu: odpowiedź
No cóź, skoro Twoja koleżanka odważyła się na przekłucie pępka, to wcześniej czy później to się wyda, np. w lecie... A jeśli boli ją brzuch i tak jak sądzę - często - to musi pójść do lekarza. Może się zdarzyć, że ją tak bardzo rozboli, np. na ulicy i co wtedy?? Może być już za późno... i tak jak wcześniej powiedziałam - wcześniej czy później to się wyda ... a im szybciej zgłosi się do lekarza - tym lepiej .. być może to nic poważnego i nie będzie musiała się męczyć z bólem ... Wizyta u lekarza więc może bardziej ułatwić jej życie. A kolczyk i tak się kiedyś wyda ... sama się na to zdecydowała - na ten krok. Życzę jej aby dostała tylko naganę za ten kolczyk, a nie skończyło się to dla niej ciężką chorobą, a wiadomo, że choroby mogą powodować śmierć ... więc chyba nikt już nie ma wątpliwości ...
Nemeia - Nie 16 Lut, 2003 21:53
Temat postu:
Kolczyk w pepku nie jest tragedia... ja tez mam. Poza tym mam jeszcze trzy inne, a bol brzucha oznacza ze cos jest nie tak, i trzeba sie z tym wybrac do lekarza... Co jest warzniejsze zdrowie czy ochrzan od mamy??? Poza tym w najgorszym wypadku rodzice kaza jej wyjac kolczyk, przebije sobie drugi raz jak bedzie starsza...
deg - Pon 17 Lut, 2003 18:51
Temat postu:
Ból to nie jest "zjawisko", które można "zgasić" tabletkami przeciwbólowymi. Ból to sygnał ostrzegawczy organizmu, że dzieje się coś złego. Nie można tego lekceważyć.
Tutaj kolczyk to błahostka w porównaniu ze skutkami choroby która może się rozwijać.
Katie - piszesz, że choroba może powodować śmierć. To nie śmierć jest najgorsza. Najgorsza jest możliwość spowodowania trwałego kalectwa. W tej chwili jesteście młodzi i może nie spotkaliście nikogo z trwałym kalectwem. Niestety, mam w rodzinie osobę kaleką (po wypadku), na zawsze skazaną na wózek inwalidzki. Nie macie pojęcia jak wielka to tragedia. Jak wielkim problemem staje się każdy stopień spotykany na drodze. Każdy krawężnik. Śnieg na chodniku. Można zapomnieć o swoich marzeniach - o podróżach, wspinaczce górskiej, rejsach. Człowiek taki jest przywiązany do swoich czterech ścian i skazany na życzliwość innych. On i jego bliscy po prostu coraz bardziej gasną. Gaśnie w nich chęć do życia...
Nie strasząc wózkiem inwalidzkim - jeśli np. w macicy Twojej koleżanki rozwija się stan zapalny (a miesiąc bólu to strasznie dużo!!!), być może doprowadzi to do konieczności wycięcia macicy. Taka osoba nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Nigdy nie będzie mogła niczego ciężkiego nosić. Nie będzie mogła nawet powiesić firan czy wymienić żarówki. Nie mówiąc o tym, co oznacza brak możliwości posiadania potomstwa, przeżywania samotnej starości.
Kolczyk to naprawdę drobnostka w porównaniu możliych konsekwencji bólu. To nie jednodniowy ból głowy czy bóle miesiączkowe, które możemy stłumić tabletką i nazajutrz obudzić się zdrowi. To ból który ciągnie się od miesiąca - niezbyt dobrze to rokuje.
Niech natychmiast wyciąga kolczyć i BIEGNIE do ginekologa (lub lepiej najpierw do pediatry aby wykluczyć inne przyczyny bólu).
Katie - Wto 18 Lut, 2003 17:55
Temat postu: odp.
Deg - rozumiem, że trwałe kalectwo to coś strasznego (noszę okulary
żart, ale to mój taki mały przykład ) i że takie osoby są w rozpaczy, nie chcą żyć, ale mimo to nagła śmierć jest straszniejsza ... człowiek po wypadku może zmienić stosunek do życia, stać się lepszym człowiekiem, życ w zgodzie z Bogiem ... Po prostu mieć jeszcze szanse ... a tak to co pozostaje - tylko łzy rodziny ... jeśli ktoś jest materialistą to może by się ucieszył, że nie ma kłopotu. Ale przezywając takie zdarzenie, opiekując się chorym także zastanawiamy się nad własnym istnieniem ...
pomyślmy o tym ...
deg - Sro 19 Lut, 2003 00:30
Temat postu:
Dzięki Ci Katie za Twój cenny post, jednak osobiście nie zgadzam się z Twoim zdaniem.
Miałem w rodzinie dwa przypadki.
Pierwszy to bardzo gwałtowna i nieoczekiwana śmierć mojego Ś.P. najwspanialszego dziadka pod słońcem. Nikt się tej śmierci nie spodziewał - w ciągu jednego dnia zmarła pogodna i zdrowa osoba. Mój dziadek był wspaniałą osobą i najlepszą nagrodą jaką mógł otrzymać za swoje życie to szybka śmierć bez większych cierpień i chorób.
Drugi to wypadek innej osoby z mojej rodziny. Od trzech lat jest na wózku inwalidzkim, sparaliżowany od pasa w dół. Naprawdę nikomu nie życzę takiego życia. Nie macie pojęcia co to znaczy nie mieć czucia w dowolnej części ciała. Osoba ta nie ma pojęcia co się z nią dzieje - jakie choroby ją spotykają. Jątrzące się rany LATAMI, odleżyny, martwica tkanek, stłuczenia kości. To tylko część "przyjemności". Człowiek ten gaśnie w oczach, nie mówiąc o jego żonie, poświęcającej mu całe swoje życie. Swojemu największemu wrogowi nie życzę takiego życia...
Nemeia - Sro 19 Lut, 2003 01:32
Temat postu:
Deg nikt nie potrafi docenic zycia dopuki nie otrze sie o smierc badz kalectwo. Ja sama mialam niestety ta nieprzyjemnosc... Dwa lata temu mialam wypadek na motorze... Zegnalam sie juz z zyciem, a przynajmniej ze zdrowym zyciem. Uratowalo mnie tylko to, ze jak wyrzucilo mnie z motoru, zanim udezylam o cement, zachaczylam o maske samochodu... Przelecialam w powietrzu prawie 80 metrow i lecialam w cement prosto na glowe. Ten jeden jedyny samochod uratowal mi zycie. To ze o niego zachaczylam spowodowalo ze moje cialo sie obrucilo, i zamiast glowa spadlam na cement bokiem. Fakt ze do konca zycia bede miala blizny na rece i nadgarstku, i ze do konca zycia nie bede miala czucia w prawym kolanie... Ale co to wszystko znaczy, kiedy zyje??? Zyje, chodze i praktycznie wydostalam sie z czegos takiego tylko ze zlamanym nadgarstkiem, kompletnie zdarta skora na dloni i kolanie? Co z tego ze mam blizny i zero czucia w kolanie? Zyje!
Ale ten fakt potrafi docenic czlowiek ktory przeszedl prze to samo. Kazdy inaczej radzi sobie z kalectwem. Jednym odbiera to chec do zycia i gasna w oczach. Woleli by odejsc i nie byc ciezarem... Dla innych sam fakt ze zyja jest codem, i staraja sie nauczyc zyc i kozystac z zycia od nowa.
Katie - Czw 20 Lut, 2003 12:59
Temat postu: odp.
Deg - tak czy tak kiedyś wszyscy umrzemy - i jak to się stanie to tylko wiedzą tam na górze ... kto ma żyć to żyje, a kto ma umrzeć to umiera. A jak przeżyje wypadek, to oznacza że musi jeszcze pożyć - choć sam czasem nie wie dlaczego ... a może żyje jeszcze po to żeby się nad tym zastanowić... Różne nieszczęścia spotykają ludzi, czasem przez ich chwilową nieuwagę, ale równie często przez bezmyslność innych.
Dalej zastanawiając się nad tym - żyć z kalectwem czy umrzeć - to i tak wszystko jedno - bo to nie my o tym decydujemy ... chyba że ktoś jest samobójcom lub celowo nie chce dać sobie szansy na życie ...
Różne są postawy ludzi, każdy ma inny pogląd na tę sprawę ...
Ale jeśli chodzi o forum - dojrzewanie to proponowałabym poruszać tematy bardziej opymistyczne ... ważne jest być przygotowanym na każdą okoliczność, ale prawie pewne jest że jeśli coś złego nas spotka to i tak ciężko sobie poradzić ...
Kalectwo czy śmierć - pozostaje tylko cisza ...
malutka-13 - Czw 20 Lut, 2003 21:24
Temat postu:
Na jej miejscu powiedziałabym mamie o tym kolczyku, ale może on jest przyczyna tego bólu nie wiem, ale ból sobie sam nie pójdzie i dlatego nie powinna zwlekać z pójściem do ginekologa
deg - Pią 21 Lut, 2003 17:04
Temat postu:
Nie chciałbym być przez Was źle zrozumiany.
Moją wypowiedź o śmierci i kalectwie należy rozumieć tak, że ja wolałbym np. zginąć w wypadku samochodowym niż być ciężkim kaleką przez całe życie.
Absolutnie NIE uważam, że osoby niepełnosprawne powinny teraz popełnić samobójstwo, aby nie być obciążeniem dla innych.
Niepełnosprawność jest naprawdę straszna. Osoby, które nie miały bliskiego kontaktu z osobą niepełnosprawną nie są w stanie ocenić ogromu nieszczęścia tej osoby. Mnie np. wydawało się, że największym problemem osoby niepełnosprawnej jest "przywiązanie" do wózka inwalidzkiego i kłopoty z komunikacją. Bardzo się myliłem.
Pozdrowienia dla wszystkich niepełnosprawnych! Trzymajcie się mocno i nie poddawajcie się zawirowaniom życia!
Katie - Pią 21 Lut, 2003 20:40
Temat postu: odp.
Z tą opinią całkowicie się zgadzam. A skoro obchodzimy rok niepełnosprawnych, to rzeczywiście warto o tym na forum troche podyskutować ...
Wszyscy ludzie są tacy sami - równi, niezależnie od tego czy są w pełni sprawni czy nie ...
Sprawność fizyczna nie decyduje o "jakości" człowieka ...
Często jest tak, że człowiek niepełnosprawny jest lepszym człowiekiem i bardziej sprawnym od tego "sprawnego"
2.0 Powered by
phpBB modified v1.9 by
Przemo © 2003 phpBB Group