Dzieci OnLine

Utwory - Fragment jakiegoś opowiadania...

SatorI - Pon 17 Paź, 2005 09:38
Temat postu: Fragment jakiegoś opowiadania...
Biegła po schodach. Prawie zabrakło jej tchu, kiedy dotarła na ostanie piętro. Była wściekła. Była tak wściekła na niego, że dym wylatywał jej uszami. W głowie huczało tysiące słów. Bynajmniej nie były to słowa miłe i przyjazne, wypowiadane słodko. Wymyśliła w tym czasie chyba z milion nowych obelg. Stanęła wreszcie przed znajomymi drzwiami wyłożonymi boazerią w białym kolorze. Sapała ciężko. Miała już ułożony plan ataku. Ale gdy zapukała i wrota otworzyły się przed nią, zrobiło się dziwnie i stała się niezwykle spokojna. Może to za sprawą jego oczu?
- Mogę wejść? - zapytała.
Trzymał na wpół obgryzione jabłko. Przypominał teraz biblijnego Adama, który zgrzeszył zjadając zakazany owoc. I ten Adam, który stał przed nią zgrzeszył…
Na zadane pytanie nic nie odpowiedział, więc Paulina potraktowała to jako zgodę. Zresztą, jeśli powiedziałby „nie” i tak by weszła. Bez słowa zamknął za nią drzwi. A ona zaczęła obchodzić całe mieszkanie. Szukała TEGO paskudztwa w kuchni, pokoju rodziców, dużym pokoju, gabinecie jego matki. W końcu dotarła do jego pokoju. Na podłodze leżała czarna bluza i koszulka. Łóżko zdobiły dżinsy. Zajrzała w każdy kąt. Otworzyła szafę. Znalazła. Cztery paskudne „Lechy” i „Smirnoff”. Były starannie ułożone na górnej półce. Paulina wzięła je i poszła do toalety. Rzuciła TO na podłogę. Po kolei brała puszki, otwierała je i wylewała do kibla. Taki sam los spotkał butelkę „Smirnoffa”. Adam przyglądał się temu nie wydając żadnego dźwięku. Złożył ręce na piersi i przyglądał się uważnie Paulinie. Kiedy ta skończyła wylewać TO do kibla, wstała i powiedziała:
- Dlaczego to zrobiłeś? - słowa płynęły spokojnie, gładko i wyraźnie.
Popatrzył na nią.
- Nie wiem - powiedział chłodno - skąd wiedziałaś, że to zrobiłem? Śledziłaś mnie?
- Nie. Przypadkiem cię zauważyłam, jak szedłeś do „Baryłki”, bo tak chyba nazywa się ten cholerny sklep, prawda? - odpowiedziała równie chłodno.
Zaległa cisza. Był to typ ciszy świdrującej, ogłuszającej i nieprzyjemnej. Paulina dziwiła się, że do tej pory stała spokojnie. W duszy cała się kotłowała. Jak on śmiał to zrobić! No jak?! Adam z założonymi rękami patrzył w podłogę. Myślał. Myślał co by jej powiedzieć. Wstydził się. Czuł okropny wstyd. Obiecał jej, że tego nie zrobi. A jednak zrobił. Wiedział, że to ją zaboli. Zabolało. Bał się. Ona mu już nie będzie ufać. Przypomniał sobie, co mu mówił Wiesiek, kiedy jego dziewczyna znalazła u niego półlitrówkę. „Stary, co ona wyprawiała! Rzucała się do mnie jak pchła na sznurku! A ja stary, co miałem zrobić? Śmiałem się jak nie wiem!” mówił Wiesiek. Ale on nie zamierzał się śmiać. Dla niego to wcale nie było śmieszne, poza tym Paulina w ogóle się nie rzucała. Prawdę mówiąc Adam chciał płakać. Nigdy nie widział Pauliny takiej milczącej i smutnej zarazem. Nie powiedziała, że jest jej przykro, albo, że żałuje, iż go w ogóle spotkała. Nic, cisza.
- Nie chciałem…to było silniejsze ode mnie…po prostu wszedłem tam i nie mogłem się oprzeć…ty nie wiesz jak to jest…Paulina odezwij się, powiedz coś! - wyrzucił z siebie te słowa z wielkim trudem.
Ale Paulina milczała. Milczała jak zaklęta. Myślała czy się rozpłacze u niego w domu, czy jak wyjdzie. Wybuchnęła. Oparta na jego ramieniu i zaczęła płakać. Przytulił ją.
- Zawiodłam się na tobie, wiesz? - powiedziała cicho pociągając nosem.
- Wiem, przepraszam. Paulina nie płacz…no, słyszysz? Nigdy już tego nie zrobię… - Adam odgarnął z jej czoła włosy, które posypały się, gdy tak szkochała w jego ramię.
Na dworze, tego dnia padał srebrzysty śnieg...Wiatr bawił się konarami nagich i pozornie bezbronnych drzew...Cała okolica zatopiona była w bielusieńkich zaspach, otulona niby watą...i tylko jeden wróbel...tylko on oparł się zimnu...siedział na jarzębinie...i on wybaczył światu całe jego zło...

2.0 Powered by phpBB modified v1.9 by Przemo © 2003 phpBB Group