Było raz sobie dziewczę nadobne, choć o swej nadobności miało niskie mniemanie. Widziało się bowiem za bohaterką tutułową baśni pt. ,,Brzydkie kaczątko''. Od najmłodszych lat molestowało Pana Boga o urodę, choćby znikomą, bo - będąc estetką - nie mogło ścierpieć brzydoty u siebie. Zanosiło więc modły i błagania tej mniej więcej treści:
- Chcę być Księżniczką z bajki... Chcę być Księżniczką z bajki... Chcę być Księżniczką... - i tak codziennie, bez przerwy, w kółko to samo.
Nie musiało owo dziewczę dodawać, że piękną, mądrą i bogatą, bo w bajkach tylko takie występują, a Boga uważało za wystarczająco domyślnego.
Po kilku latach takich błagań istota o anielskiej wprost cierpliwości, jaką niewątpliwie jest Bóg, miała dosyć: spełniła błagania dziewczęcia i przedzieżgnęła brzydulę w Księżniczkę (jak, nie pytajcie - sama chciałabym wiedzieć ).
O ironio!!! Ex - Kaczątko nie zauważyło tego i nadal widziało w lustrze swe poprzednie, zakompleksione wcielenie. Nadal siedziało przed zwierciadełkiem i lało łzy krokodyle, że takiej pokraki i quasimodo w żeńskim wydaniu nikt nie zechce, że przez swą fizis szkaradną umrze w staropanieństwie, etc. etc. i niech dobry Bóg coś na to poradzi, bo od tego on ci jest.
Najwyższego szlag trafił, bo nie raz mówił wyraźnie: ,,otwórz sieroto oczy, jesteś Księżniczką!''. A ponieważ dziewczę nadal nie dawało Mu spokoju stwierdził, że tylko Książę może Go uratować i zesłał Księżniczce Księcia na białym koniu, by uświadomił Księżniczkę (Książę, nie koń, rzecz jasna), że Księżniczką się stała, że nie grozi jej staropanieństwo i że jej ci on. Księżniczka oczywiście natychmiast i na zabój w Księciu się zakochała. A Książę - jak to w bajkach bywa - w niej. I byłoby wszystko okay (jak to j.w.), gdyby Księżniczka kobiecą podejrzliwością wiedziona, nie zaczęła analizować uczuć swego Ukochanego do niej:
- Książę najmilszy, powiedz mi przecie, dlaczego akurat ja?
- Ponieważ jesteś najpiękniejszą z Księżniczek - odparł ten natychmiast i z pełnym przekonaniem.
Księżniczka najsampierw zatchnęła się z wrażenia, a gdy już głos odzyskała, wyrzekła te słowa:
- O żesz ty Książę podły! Jak możesz łgać mi tak w żywe oczy! Nie widzisz, że to ja - Brzydkie Kaczątko?! Gdzież mi tam do Księżniczki! To ja ci ufałam, a ty mi takie głodne kawałki wciskasz ( powiedziała to dosadniej, ale cenzura okrślenia tego by nie przepuściła)?! A może chcesz mnie wykorzystać do niecnych celów i oczy mamisz!? - tu podejrzliwie przyjrzała się kompletnie osłupiałemu Księciu. - Aha! Z ciebie taki Książę, jak ze mnie Księżniczka! Idź precz, ty podmieńcze! Tak dworować sobie z biednego, upośledzonego przez los Brzydkiego Kaczątka... - i zalała się łzami nad swym podłym losem.
Książę, jak niepyszny ( ale z pewną ulgą ) zmył się czym prędzej, bo a nuż go luba czymś ciężkim w rozpaczy ugodzi? Pojechał zapolować na jakiegoś smoka ( w celu wygojenia nadszarpniętego męskiego ego ), a od wszelkiej maści księżniczek i innych dziewic poprzysiągł sobie trzymać się przez czas jakiś z daleka...
Księżniczka tymczasem dniami i nocami opłakiwała zawód miłosny...
Ryczała - przepraszam: rozpaczała - tak szczerze i z takim zaangażowanie, że Bóg - nie mogąc patrzeć spokojnie ( chociaż może i powinien ) na cierpienie niewinnej zesłał jej Księcia nr 2. Ponownie w pełnej oprawie ( tzn. na białym koniu, choć i o prawdziwego Księcia i białego konia nie jest tak łatwo ) i romantycznej scenerii, bo taki miał dobry Bóg gest.
Księżniczka ochoczo i natychmiast zakochała się w owym (Księciu, nie koniu, rzecz jasna), ponieważ bardzo była kochliwa i spragniona miłości.
Książę nr 2 na pierwszy rzut oka był całkiem w porządku: niebrzydki, niegłupi, nieubogi, ale... ta kobieca podejrzliwość!
Tym razem jednak postanowiła poddać go rozlicznym próbom i testom, coby naocznie i obiektywnie potwierdzić jego autentyczność; już raz się przecież zawiodła srodze... Zbadała więc skrupulatnie jego drzewo genealogiczne; zrobiła morfologię (mimo iż uciekł się pielegniakrom, a potem zemdlał na widok utoczonych mu hektolitrów krwi - tak wrażliwy!), gdzie jak wół stało:'' barwa krwi - błękitna''; poddała Księcia testowi na prawdomówność; przetestowała jego inteligencję emocjonalną (gdzie wyszło na jaw, że jest wrażliwszy i bardziej współczujący niż średnia światowa, co mu EQ z lekka zaniżyło ); poprosiła go o PIT za ubiegły rok, zaświadczenie z ZUS o niezaleganiu, zaświadczenie o niekaralności; poddał się nawet badaniom na żywotność plemników w nasieniu (dlaczego to uczynił, nie wie nikt, chyba z miłości do swej Księżniczki...); badania były liczne i wymyślne, że o banalnym teście na zwykła inteligencję nie wspomnę.
Po skompletowaniu danych Księżniczka zamknęła się w wieży, aby móc wydać sprawiedliwy wyrok. Pościła przez siedem dni i siedem nocy, by werdykt był jak najbardziej przemyślany. Być może o kilka dni i nocy postu za długo...
Po tygodniu bowiem stanęła przed stęsknionym Księciem ( pewnym pozytywnej odpowiedzi, bo kogo jak kogo, ale siebie Książe znał i nic do ukrycia nie miał ) i nie dając mu się porwać w ramiona tak oto rzekła:
- Wybacz o ukochany, ale musimy się rozstać. Kocham cię ogromnie i żyć bez ciebie nie mogę, ale nie mogę też żyć z tak upośledzonym osobnikiem jak ty...
- Dlaczego?! - wykrzyknął przerażony. - Przecież było ich ponad 75% ! - nadal miał przed oczami miliony plemników - swoich własnych - żywo i wesoło poruszających ogonkami.
- Och, nie chodzi o to - machnęła niedbale ręką.
- O co więc?! Możesz skonkretyzować? - wykrzyknął bliski paniki. Do tej pory miał o sobie nienajniższe mniemanie, a tu Ukochana nazywa go upośledzonym, może coś w EEG nie tak...?!
- Masz IQ poniżej normy, a to poddaje w wątpliwość twoją autentyczność jako Księcia.
- IQ poniżej 70?! Nigdy w to nie uwierzę: trzy fakultety, siedem języków obcych, Doktorat Honoris Causa Uniwersytetu Cambridge...
- Książę najmilszy - przerwała mu słodkim i smutnym tonem - znam twoje osiągnięcia, dla innej byłyby imponujące, ale... - zwiesiła głos a w oczach zalśniły łzy jak diamenty. - ... nie sięgasz poprzeczki wyznaczonej przeze mnie... Przyrzekłam oddać się Księciu z IQ co najmniej 160, a ty masz 180, co przy EQ zaledwie 120 daje średnią 150...
- Z nich nie wyciąga się średniej - zauważył przytomnie, choć przytomny był coraz mniej (ale mimo wszystko mu ulżyło, że to tylko to, mogło być gorzej...)
- JA wyciągam - odparła z naciskiem.
Książę nie słuchał dalej: wskoczył na białego rumaka, który zjawił się jak na zawołanie i odjechał w siną dal, nie obejrzawszy się za siebie. Nawet na przygodnego smoka nie chciało mu się zapolować, tak był zdruzgotany...
Księżniczka pozostała samotna i mało nie utonęła we łzach...
- Dobry Boże - pytała podczas conocnych modlitw. - Za co mnie tak karzesz? Dlaczego nie ześlesz mi tego jedynego, ukochanego, prawdziwego? Co i rusz stawiasz na mojej drodze podróbki, a ja naiwna zakochuję się w tych nędznych imitacjach i potem cierpię straszliwie... Ile można?! Zrób coś dobry Boże, bo do tej pory to naprawdę się nie wysiliłeś...
Po kilku miesiącach takich modlitw Pan Bóg NAPRAWDĘ się wkurzył się, trafił go jasny szlag i wpadł w szewską pasję.
Wychylił się przez okno swej niebiańskiej siedziby tak, że mało nie wypadł i zakrzyknął gromkim głosem:
- Sati! Saaaatiiii!!!
Szatan, dla przyjaciół Sati, zjawił się natychmiast.
- Zrób coś z tym - Bóg machnął z obrzydzeniem ręką w stronę rozmodlonej Księżniczki. - Bo ja już nie mogę.
- Nie ma sprawy, szefie - Szatan uśmiechnął się radośnie. - Z efektem krwawym, czy bezkrwawym?
Bóg zamyślił się... W zasadzie tylko Go wkurzyła...
- Bezkrwawym - odparł niechętnie.
Szatan westchnął, lekko rozczarowany, po czym zagrzmiało, zadymiło i znikł...
Bóg zakasłał i rozgonił dym dłonią:
- Następnym razem kopyta mu z podogonia powyrywam za te teatralne sztuczki - mruknął.
Przed Księżniczką jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiła się nadzieja na nową miłość.
Osobnik był diabelnie przystojny, błyskotliwie inteligentny, oczytany, bogaty, dowcipny, z gustem, znał kilka języków, mówił poprawnie, pisał gramatycznie i orto e, jedynym słowem:
- Och, mój wymarzony Książę... - szepnęła w uniesieniu podczas pierwszej wspólnej kolacji.
- Mylisz się, moja piękna - przerwał spokojnie. - Bynajmniej nie jestem Księciem, a nawet wprost przeciwnie, daleko mi do niego.
- Ależ to niemożliwe! - zaprzeczyła gorąco. - Jesteś wykapanym Księciem! W życiu nie widziałam prawdziwszego Księcia od ciebie! Spójrz na te smukłe dłonie, na te arystokratyczne rysy twarzy, na ten zamek w Magdalence, na te 350 koni mechanicznych pod maską twego Jaguara...
- Mała, mów co chcesz, nie jestem pieprzonym Księciem i lepiej trzymaj się ode mnie z daleka, bo...
- Ależ Książę ukochany, cóż za porażająca skromność, przede mną nie musisz się konspirować! To przecież ja: twoja Księżniczka! Jesteś moim przeznaczeniem, a ja twoim.
- Powtarzam po raz trzeci i ostatni: nie jestem...
- Co ty tam wiesz - przerwała mu. - Jesteś i koniec.
I tak Szatan ( zrozumiał dopiero teraz Pana Boga w Jego niechęci i obrzydzeniu do Księżniczki ) osiągnął to, czego nie udało się osiągnąć arcyprawdziwym Książętom: zdobył Księżniczkę na własność, bez specjalnego wysiłku, bez testów na inteligencję, z całym dobrodziejstwem inwentarza, z pełnym kontem w banku i koneksjami na najwyższych szczeblach.
A kiedy już ją wykorzystał, wycisnął jak cytrynę, opróżnił bankowe konta, sprzedał jej apartament i samochód, wyssał ją jak pijawka i odwirował to co z niej zostało, wsiadł do swego kabrioleta i rzucił odjeżdżając przez lewe ramię:
- A nie mówiłem?
to tyle czytania zeby takie cos zobaczyc... oj.... to bylo takie sobie.... po zobaczeniu objetosci spodziewałam sie bomby a nie zegos takiego sobie....
...Pewnego dnia zła wrozka zezloscila sie na ksiecia (byl piekny i nie chcial byc jej mezem) ze rzucila na niego urok:Mogl powiedziec jedno slowo na rok. Pewnego dnia spotkal sliczna ksiezniczke.Postanowil ze wyzna jej milosc i poczeka trzy lata. Po trzech lata chcial powiedziec"Bardzo cie kocham" ale pomyslal ze doda jeszcze "Jestes sliczna, krolewno". Czekal kolejne trzy lata. Po szesciu latach stwierdzil ze spyta "Zostaniesz moją zona?" . Po 9 latach odwazyl sie podejsc do ksiezniczki i powiedzial "Jestes sliczna, krolewno. Bardzo cie kocham. Zostaniesz moja zona?" Na te slowa ksiezniczka odgarnela swoje sliczne blond wlosy i spytala zamyslona " przepraszam, co mowiles?"
_________________ Nie szukaj nieszczęścia w świecie zapełnionym szczęściem... Zawsze jesteś tu mile widziany..
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach