Witam, jestem na tym forum nowy i zapewne mój problem może wydac wam sie poniekąd absurdalny, ale mimo to postaram sie go wam przybliżyć. Już od dawna zaobserwowałem u siebie powazne osłabienie zarówno emocji jak i uczuć złożonych. Przykładowo, w ostatnich 4 latach umarło wiele mi bliskich osób, a ja, zamiast rozpaczac, ledwo co sie zasmucałem i martwiłem sie w sumie jedynie formalnościami związanymi z pogrzebem i tym całym zamieszaniem. Nie jestem zdolny żywić do kogoś urazy przez okres dłuższy niż kilka godzin i przewaznie nigdy nie przezywam żadnych wyarzen wyjatkowo mocno. Wszystko po mnie spływa, co mnie bardzo martwii. Czuje tez cześciowa degradacje mojej osobowości, czuje sie tak, jakbym nie istniał, czuje, że moje poglądy nie są tak naprawde moje, że moje reakcje sa wymuczone, a w głebi duszy, tak naprawde czuje, że cały świat, wszystko co istnieje nie ma dla mnie znaczenia. Zastanawiam sie, czy to zalążek jakiejś choroby psychicznej, czy może po prostu jakieś wysublimowane osobiste odczucia. Błagam, jesli ktoś z was tego kiedyś doświadczył, prosiłbym, by podzielił sie ze mną spostrzezeniami, jakimiś sposobami by pozbyć sie przytłaczajacych myśli o tym, że nic tak naprawde nie ma znaczenia.
Wydaje mi się, żę mogłeś popaść w depresje.
A i jeszczo jedno: Byłeś przywiązany do tych osób co odeszły?? CZłowiek nie musi płakać po bliskich on może to wszystko przeżywać po swojemu. Twój smutek może odbywać się w twoim sercu i nie musisz go pokazywać dla wszytskich, bo możę tak Ci lepiej. Jeżli boisz się o to , zę popadłeś w jakąś chorobę to będzie lepiej jeśli pójedziesz do psychologa.
Tu masz stronę na której poczytasz o depresji i jej leczeniu : http://www.polbox.com/d/depresja/
Może i depresja a może dorastanie. Z czasem człowiek przekonuje się, że nie ma w życiu rzeczy trwałych i niezmiennych - przyjaźnie trwające od przedszkola nagle się kończą, bliscy umierają, otoczenie podlega ciągłym zmianom, pierwsza miłość do grobowej deski kończy się po kilku miesiącach, potem jest kolejna i kolejna, wymarzona miłość staje się niejednokrotnie mniej ważna niż kasa czy zaradność u partnera ... Zaczyna się podchodzić do życia bardziej racjonalnie niż emocjonalnie - przejmujemy się tylko tym co realnie nas dotyczy, co wali nas po portfelu a nie po sercu.
Młode dziecko cierpi gdy umiera ukochana babcia, osoba starsza przyjmuje śmierć kogoś z rodziny jako rzecz naturalną i bardziej na jej uczuciach gra biurokracja związana z załatwianiem pogrzebu i procedura spadkowa niż sam fakt śmierci. Przed dzieckiem tai się zwykle informację, że babcia jest ciężko chora i umiera, wiec taka śmierć to dla niego szok. Osoba starsza nie ma czasu na płacz i rozpacz (co z tego, że matka umarła, jak dzieci muszą jeść, trzeba zarobić na dom, zarobić na pogrzeb, zrobić remont, opłacić rachunki…żyć każdego dnia), a dodatkowo myśli racjonalniej - lepiej, żeby śmiertelnie chora osoba umarła niż ma się męczyć (zwłaszcza jeśli np. była obłożnie chora i trzeba z nią było spędzać wiele czasu lub pilnować całe dnie jak przy Alzheimerze). Do całości znieczulicy można doliczyć media - w zwykłym dzienniku można codziennie oglądać ludzkie trupy, czy słuchać o przestępstwach, więc takie rzeczy dziejące się wokół nas, jeśli nie dotyczą bezpośrednio nas lub naszych najbliższych, przestają wywoływać jakiekolwiek reakcje.
W każdym razie jeśli czujesz się źle w tym stanie w jakim jesteś to polecam wizytę u psychologa – może to faktycznie depresja, ale jeśli uważasz to za stan naturalny, który nie sprawia ci w codziennym funkcjonowaniu żadnego dyskomfortu, to jest to po prostu dorastanie.
Nie no sorry!! Ale takie zachowanie nie ejst normalne Powinien pójść do psychologa ale jesli się boi to powinien najpierw pogadać z przyjacielem lub kimś bliskim.
Himitsu -Usunięty- Gość
Wysłany: Nie 09 Paź, 2005 12:06
Czemu nie jest normalne? Wielu ludzi ma podobny problem.
Może wyjątki potwierdzające regułę? Ale czy wyjątków powinno być aż tak wiele?
Nie jest normalne to, że tak się zachowuje, czyli , że jest przygnębiony i nie wie po co żyje. Moim zdaniem powinien pójść do psychologa, bo w tym co on pisze są objawy depresji, która poniekąd może prowadzić do śmierci. . .
Himitsu -Usunięty- Gość
Wysłany: Nie 09 Paź, 2005 18:50
Powinien pójść... no może tak. Ale weźmy pod uwagę to, że człowiek niechętnie mówi o swoich problemach obcym osobom, nawet jeśli tą osobą jest stworzony do tego celu psycholog/psychiatra.
Myśle, że to nie depresja, ja nie odczuwam braku motywacji, nie mam problemów z poczuciem własnej wartości. Po prostu patrze na świat strasznie zimno i racjonalnie, co czasem wyjątkowo mnie niepokoi. Nie mam wyrobionych odruchÓw których oczekuje ode mnie spoleczenstwo i mysle, że to jest problem. Tymbardziej z drugiej strony odstrasza mnie perspektywa leczenia tego. mam sie zmienić, ok, ale ... dlaczego ? Jestem poniekąd rozdarty między tymi dwoma opcjami, leczyć sie, czy nie, pozostac zimnym, czy na siłe być uczuciowym... I tak zle i tak niedobrze, eech.
Gabra -Usunięty- Gość
Wysłany: Pon 10 Paź, 2005 21:51
moze to juz taka cecha..
ja rowniez nie jestem taka wylewna ostatnio..
lepiej z kims doswiadczonym pogadac na ten temat,np.ze szkolnym psychologiem.
Szczęściem jest umieć „czuć”, odpowiednio odczuwać i wyrażać swoje emocje. Często się tego sami uczymy. Część wyrażanych emocji jest wrodzona inne nabywamy, poznajemy. Żeby coś cieszyło czy bawiło, musi mieć sens DLA CIEBIE. Znajdź coś, co lubisz, co może cię zainteresować. Jeśli nie obchodzi. Postaraj się głębiej spojrzeć na daną rzecz, a może osobę. Wszystko ma swój sens i znaczenie, zauważ to. Znajdż sobie jakiś ważny cel. Poznawaj go i zaangażuj się. Postaraj się.
Ps: "żyjąc z dnia na dzień "nie ma się ambicji, ani chęci do życia. Tobie coś dokucza, coś chcesz zrobić wiec musi Cię coś interesować!
ps2: powodzenia
_________________ Karolina
Kosta -Usunięty- Gość
Wysłany: Wto 11 Paź, 2005 15:28
Ja kiedyś też zamykałam się w sobie... ala ja płakałam bez przerwy. Też nie chciałam żyć, ale teraz wiem, że przede mną jest tyle ciekawych rzeczy, które muszę poznać, doświadczyć ... Ja gadałam o wszystkim z mamą, chodziłam do pedagoga. Wczoraj jedynie miałam napad wściekłości. Nie będę opowiadać co rozwaliłam ( bo pewnie to nikogo nie obchodzi ). Też chcę wiedzieć co to jest? Mama się wydygała, bo się skaleczyłam i krew była na obrusie i na drzwiach =(
Pozdrawiam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach