Wysłany: Nie 23 Kwi, 2006 16:42 Khm. Small problem here? ^^;
Po pierwsze, to nie jest żart. Długo zaglądam na to forum, ale nie miałam odwagi napisać.
Do dziś, bo wszystko mi już jedno.
Od początku?
Gdzieś w czerwcu poprzedniego roku koleżanka poznała mnie z K.
Chodziła na japoński, jako że ja interesowałam się mangą i jrockiem też chciałam się zapisać, w końcu zaczęłśmy się spotykać. Myślałam - miła jest, dobrze się rozmawia. Ale jeszcze K. nie znałam.
Czasem miała zwyczaj podejść, przytulić się - okej, nic nadzwyczajnego.
Ja jako że naturę mam raczej kocią na początku przyzwyczaić się nie mogłam, w końcu zaufałam.
Aż K. pewnego dnia radośnie oznajmiła że jest bi. Homofobem nie jestem, specjalnie mi to nie przeszkadzało, wszystko jak dawniej.
I pewnego dnia zaprosiła mnie, żebyśmy Ring obejrzały. (i tu zaczyna się radosne pół roku.)
Najpierw głowa na ramieniu, zwykłe przytulanki, nie robiło to już na mnie wrażenia.
Na początku.
Za późno zdałam sobie sprawę, że zaczyna mi jej brakować, czekam na sms'y. Cholera.
Żartowała, że jeżeli czegoś nie zrobię, to mnie pocałuje, nie brałam tego na poważnie.
Kilka miesięcy później zorientowałam się, że wpadłam.
Tak, ja stuprocentowa heteryczka zakochałam się w dziewczynie. Głupie prawda?
Najpierw niedowierzanie, później strach. W końcu pomyślałam - może ona też?
Zaczęłam robić sobie głupie nadzieje. Odwrotnie, zamiast przejść, pogłębiało się z każdym dniem.
Czekałam aż ją zobaczę, nie zależało mi na tym, czy jest to odwzajemnione.
Życie bym wtedy oddała, żeby przytrzymać ją za rękę, zobaczyć chociaż. Jednocześnie zaczęłam być zazdrosna o znajomych, dopytywałam się przyczyny, kiedy nie mogła się ze mną spotkać.
Pewnego dnia zaczęła pisać na gadu o jakimś Kamilu.
Nie wytrzymałam, wzięłam wdech i napisałam o wszystkim. W najbardziej żałosny sposób, w jaki mogłam.
Myślała, że robię sobie żarty, obraziła się, mówiła że to nie jest śmieszne.
Przestraszyłam się, nie chciałam jej...stracić?
Następnego dnia napisałam, że wydawało mi się, przepraszam. Do tego dodałam coś o chłopaku z mojej klasy.
Odpowiedź? "Nie pisz do mnie więcej, jest mi przykro." - płakała.
Kiedy wróciłam do domu, zagadałam na gadu.
Czemu płakała, co się stało, czemu mnie ignoruje.
Odpisała po godzinie.
Uwierzyła dopiero koło godziny 19.
I co? Że ona też mnie kocha, pytała od kiedy, dlaczego zdecydowałam się powiedzieć.
Sama do dziś tego nie wiem, chyba stchórzyłam i nie miałam siły dalej się z tym męczyć.
Najszczęśliwsz wieczór w moim życiu?
Dwa dni później, okazało się, że to wszystko głupi żart.
Myślała, że ja też żartuję, zrobiła to samo. Lub świadomie, tego nie wiem.
W każdym bądź razie dowiedziałam się, że zależy jej na O. (dawna przyjaciółka, z którą się pokłóciła) i Krz. (jej były).
A ja pocieszałam ją, mówiłam, że O. dalej jest jej przyjaciółką, że może nawet...
Mówiłam, że będzie dobrze, że skoro O. kocha powinna coś w tym kierunku zrobić, sama kochając K. bardziej niż kogokolwiek innego na świecie.
Tydzień później, spotkałyśmy się. Bałam się trochę, miałam złe przeczucie.
Czemu mnie wtedy pocałowała? Tego się nigdy nie dowiedziałam. Powiedziała wtedy cicho, że kocha.
Wszystko wróciło, moje głupie nadzieje, że będzie dobrze, że o O. już zapomniała.
Za każdym razem kiedy ją widziałam było tak samo.
Głowa na ramieniu-hug-wiadomo. A później odprowadzałam ja na przystanek, trzymałyśmy się za ręce a ja pomyślałam, że wreszcie będę szczęśliwa. I nie dopuszczałam myśli, że jestem tylko w zastępstwie, że prędzej czy później wszystko się skończy.
W marcu poszłyśmy do parku. Było już późno, koło godziny siódmej zaczęło się ściemniać.
I scenariusz się powtórzył. Kiedy wracałyśmy powiedziałam o jedno słowo za dużo, wymieniłam imię O.
I wszystko sie skończyło równie szybko jak zaczęło. Płakała. Już nie liczyło się, że jesteśmy na ulicy, próbowałam pomóc jak mogłam. Mówiłam, że O. się odezwie, że przyjaźniły się tak długo. Nie odpowiadała, odprowadziłam pod dom i od tej pory zaczęła się ta gorsza część.
Nie, nie przestałyśmy się widywać. Tyle, że ja byłam dla niej raczej jak powietrze.
Pogodziła się z O. ja przestałam istnieć.
Zaczęłyśmy się kłócić prawie codziennie, o głupoty. K. powiedziała, że ją męczę, miała rację.
Pojawiły się głupie myśli samobójcze, nie spałam po nocach, ze słuchawek leciała piosenka której nie wiem ile razy razem słuchałyśmy.
Po miesiącu powiedziałam - przeszło.
Zaczął mi się podobać kolega z klasy, wydawało się, że ja mu także.
Dziś się spotkałyśmy.
Umówiłyśmy się na przystanku, spóźniła się 20 minut.
I co? Cały czas tak, jakbym nie istniała. Nie odzywała się, co najwyżej wysiliła, żeby pokazać środkowy palec.
Byłam jeszcze z przyjaciółką, wiedziała wszystko. Mówiłam, że to K. problem, że jeśli chce, może wracać do domu.
Chyba nawet wyzywałam, tyle że wtedy ona była na drugim końcu tramwaju. Przecież mnie 'nie zna'.
Napisałam, sms-a czy ma zamiar udawać że nie istnieję przez resztę dnia.
Zaczęła się odzywać, nawet na szyję się rzuciła.
Ale przecież ja nie kochałam, wcale mi na niej nie zależało.
Przyszła P. jej koleżanka. I poszła z nią, co za różnica, prawda?
A ja zagryzłam wargę i udawałam, że wcale mi nie zależy.
Wróciłam, w histerii szukając prochów nasennych.
W końcu pomyślałam - Kaśka, zachowujesz się jak idiotka. Nie warto.
Zrozumiałam, że kocham dalej, pomimo wszystkiego co zrobiła.
Bo jestem za słaba, nie daję sobie rady.
A jednocześnie wiem, że nie jest beznadziejnie, kolejna dziecinna wielka nieszczęśliwa miłość głupiej dziewczyny, która wyobrażała sobie za wielę.
Piszę, bo proszę o pomoc. Żeby ktoś wysłuchał, doradził jeżeli potrafi.
Naprawdę, nie radzę już sobie sama.
Post edytowany przez administratora [...] się nie boję XD
A tak btw. to dzień dobry, nawet się nie przywitałam.
A raczej dobry wieczór.
Przepraszam, posta pisałam najpierw w notatniku, rzeczywiście troszkę za długi wyszedł ._.
Neermind, dziękuję. Napiszę ^^
bisexualizm jest teraz mnodny, eh, na co jeszcze przyjdzie pora? Na transwestytow? Musisz zrozumiec, ze to sobie ubzuralas, ze nie jestescie polaczeni zadnymi niewidzialnymi wiezami i jesli zechcesz = zapomnisz.
biseksualizm jest modny, zgoda.
Ale ja przez kilka dobrych miechów wmawiałam sobie, że tylko mi się wydaje.
Bo co, chciałam się zakochiwać?
Chcę się odkochać, bardzo, ale jak widać nie wychodzi.
/ jakiego forum the sims? XDDDDD
Wysłany: Pon 24 Kwi, 2006 16:57 Nie ma się czym martwić....
jezeli jestes w wieku dojrzewania to nie jest to wcale dziwne...mi tez sie wydawalo juz przez dwa razy ze kolezanka z mojej klasy mnie potrzebuje i cos wiecej do mnie czuje....ale to byly takie tam...no nie moge powiedziec ze to co bylo u mnie rowna sie z Twoja sytuacja...no u Ciebie bylo o wiele poważniej...ja uwazam jednak ze to jest przejsciowe i nie masz sie o co przejmowac...jak ona zapomniala to i Ty potrafisz i dasz sobie z tym rade wiec jak tylko sytuacja sie poprawi(w jakimkolwiek znaczeniu) to napisz a chetnie sobie poczytam...i odpowiem
PS jezeli tak z Toba postapilato znaczy ze jest jakas idiotka ktora nie umie sie zachowac dobrze wobec przyjaciol...(bez urazy)
Koniec, znajomość skończyła się tak szybko jak zaczęła, chociaż pewnie wiele razy będzie mi jej brakowało.
Rozmowy na gadu przytaczać już nie będę, napisałam tylko, że mam dość traktowania z góry i zbywania. (~bo dwa lata starsza jest). I wielce obrażona od tej pory się nie odzywa, jej problem. (- chociaż to ja ze skóry wyłażę _^_)
Miejmy nadzieję, że szybko kaś'owi się zmieni i wszystko wróci do normy. XD
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach