Marcinku...wiesz cio, wydaje mi sie że tylko my oboje z tego forum mamy problemy rodzinne.Chyba nikt z was pozostałych nie rozumie jak jest żyć w rodzinie gdzie ciagle trzeba wysłuchiwać kłótni rodziców, albo przykrego zdania "nie ma pieniędzy..."
Wychowałam sie w dobrej (ogólnie rzecz ujmując) rodzinie.
Nie miałam dzieciństwa ...mama z tatą pracowali, mną i bratem zajmowała sie niania.Byliśmy "na poziomie" znaczy sie...mieliśmy dużo pieniędzy...naprawde na biede nienarzekaliśmy, tata prowadził własny sklep odzieżowy, mama handlowała złotem.
Było pięknie i bardzo dobrze...jednak pojawiły się problemy.
Tato chciał zrezygnować z lokalu. Firma od której brał odzież, nie chciała przyjąć jej spowrotem...zagroziła mu! Tato złożył podanie do sądu...jednak stało sie coś bardzo przykrego. Na nasz dom, firma ta nasłała mafię. Wparowało do nas 5 moze 6 mężczyzn, uzbrojonych w pistolety, pałki itd. Bałam się...o życie naszej rodziny. Schowałam się z bratem w pokoju, rodzice negocjowali z nimi. Doszli do porozumienia jednak...przez parę kolejnych dni, ktoś ciagle straszył naszą rodzinę, głuche sygnały domofonu, cienie przy naszych drzwaich, człowiek spisujący układ naszych zamków od drzwi i udaremniona próba kradzieży samochodu...WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ WALIĆ!
Tata zaczął pić...awantury w domu itp.
Przeżywałąm koszmar! Rodzice non stop się kłucili, chcieli się rozwieść.Wujek mój przekonał jednak ich do "rozejmu", tata zaczął opamiętywać sie z piciem, wszystko na nowo zaczęło się odbudowywać.
4 lata temu, tata postanowił odlecieć do Nowego Jorku w poszukiwaniu pracy. Nie było dla nas przyszłości, żyć w tym kraju. Nikt nie potrzebował budowlańca z zawodu, mama nie miała odpowiednich kwalifikacjii.
Tata zaczął ubiegać się o wize (taki dokument umużliwaijacy mu opuszczenie kraju). Otrzymał go...to była przepustka do lepszego życia. Nieiwem skąd skombinował pieniadze na bilet lotniczy (jest bardzo drogi).
Niewiecie co człowiek czuje żegnajac sie z tak bliska osobą...bardzo mi brakuje ojca choc nie był i nie jest on ideałem rodzica. Mijają już 3 prawie lata od jego pobytu tam. Życie nasze bardzo się zmieniło.
Zdażył się tacie przykry wypadek. Spadł z rusztowania co spowosowało pękniecie wrzodów rzołądka....wiecie co sie stało? jego rzołądek poprostu sie rozerwał na części! Krew lała sie strumieniami, miał tylko minutę by przeżyć, Bóg sprawił że żyje...nie układa mi sie w rodzinie najlepiej.Mimo ze tato pracuje w stanach, brakuje nam troche pieniążków.
Opowiadanie niczym z teneloweli, prawda? A to jest samo okrutne życie, jakie mam.
Posiadam pasję taty...kocham dalekie podróże.Podzielam jego zainteresowanie....gdzie mój tato nie był w młodości? Na początku (rok po ślubie) wyjechał do Turcjii (tam też podjął pierwszą prace).Potem Niemcy, Rosja, Czechy, pół polski, Austria i USA.
Pożegnałam go wna lotnisku nie wiedząc, czy go jeszcze kiedykolwiek zobacze...
I co ja mam powiedzieć? tak właśnie wygląda w skrócie moje życie...niezaznaliście tylu uczuć...ani tylu sytuacji. Życie toczy się dalej, staram sie nie poddawać i trwać w tym co już osiągnęłam....może kiedys pójdę w ślady swego ojca, obym tylko niepopełniła tych samych błędów co on. Moja sytuacja jest owiele gorsza niż wam sie zdaje...
Smuteczek Gość
Wysłany: Pią 17 Paź, 2003 19:56
Marcinek- Koral napisał/a:
Smuteczek ( i jeszcze kilka innych osób)...
Wam się chyba wydaje, że ja wyolbrzymiam sprawę...
Nie wyolbrzymiasz. I nic nam się nie wydaje. Przynajmniej dla mnie. Tylko Ty wiesz jaką masz sytuację, jak się czujesz i jak bardzo jest Ci źle. Nie tylko jednak Tobie. To nie jest pocieszeniem, że inni też mają przechlapane życie, ale mają. Są też dzieci, które nie mają, co jeść i nie mają domu. Próbowałam Ci to powiedzieć. Ciesz się, z tego co masz. Na pewno nie wszystko jest złe w Twoim życiu. Uważasz, że jeśli będziesz smutny i przygnębiony to pomożesz tym mamie? Zapewniam Cię, że tylko radość na Twojej twarzy pomoże jej łatwiej przejść przez kłopoty. Piszesz o depresji. To poczytaj co pisze Gościówa. Karteczki, uśmiech, biskość rodziny. To pomaga a nie smutek w oczach i narzekanie.
I jeszcze z tym wyolbrzymianiem. Dla mnie problem to problem. Wcale nie uważam, że można to dzielić. To, że nie ma się przyjaciół, mama nie kupiła czegoś, itp jest też problemem. I dla człowieka, który ma go w danej chwili jest najważniejszy. Ty nie czytasz uważnie, a potem piszesz, co ja uważam. Pomyłka! Masz problem i wcale nie mniej ważny niż ja czy inni.
Nie zrozumaiłaś więc Ci napiszę jaśniej.
Pomimo problemów trzeba starać się uśmiechać. Nie można otaczać się smutkiem. Zawsze jest coś z czego można się cieszyć. Żyjesz? Jesteś zdrowy? Masz, co jeść? - To też powód do radości. Mało? To oddaj kanapkę głodnemu koledze - zobaczysz jego uśmiech i też się uśmiechniesz.
Nie chciałam pomniejszać Twojego problemu tylko powiedzieć, żebyś nie zamartwiał się i starał jak najczęściej się uśmiechać.
Marcin...wiesz...już siem nie załamuj...weź siem czasem do mamy przytul, powiedź, że ją kochasz,,raz w życiu nie zbij brata, tylko kup mu batonika,,co do kumpli i dziewczyn: zobacz tu-na forum. Czy nie masz tu kumpli? Koleżanek mało?
Uśmiechnij siem Też mam problemy...a staram się uśmiechać...nie wspominać o kłótniach rodziców... .No-nie łam siem!
_________________ Może kiedyś tu jeszcze zajrzę. Nie wiem, jak mi się zachce...
Marcinek-Koral Gość
Wysłany: Pon 20 Paź, 2003 22:21
Lilly napisał/a:
Marcin...wiesz...już siem nie załamuj...weź siem czasem do mamy przytul, powiedź, że ją kochasz
Grr... odpada... ja ostatnio z mamą mam takie zgrzyty, że staramy się od siebie trzymać z dala, ale o tym nie będę pisał.
Lilly napisał/a:
raz w życiu nie zbij brata, tylko kup mu batonika
A czemu Ty zakładasz, że ja jestem sadystą, który brata bije? Mój braciszek jest spoko, jedna normalna osoba w tym domu...
Lilly napisał/a:
co do kumpli i dziewczyn: zobacz tu-na forum. Czy nie masz tu kumpli? Koleżanek mało?
Na forum są spoko znajomi, ale niestety net to nie to samo co real...
Lilly napisał/a:
Uśmiechnij siem Też mam problemy...a staram się uśmiechać...nie wspominać o kłótniach rodziców... .No-nie łam siem!
Niom, staram się... Nie zawsze to wychodzi, ale staram się.
Deg, dzięki za PW, jeśli możesz to odezwij się na gg: 3050679
widze że mojego problemu to nikt nie zauważył..a ja uważałam was za przyjaciół...no ale oprócz mnie widzicie problemy wszystkich innych...tylko nie moje DZIEKI! nie to nie poszukam wsparcia gdzie indziej
Marcin...co do mamy, to ja nie wiedziałam-ale też mam problemy z mamą.
Kumle-Nooo, w sumie masz racje...w realu troche lepiej. też bym chciała mieć chłopaka w realu (A mam tylko Ciebie )
Brat-No...Czy ja Cię uważam za sadystę? W życiu! Ja myślałam, że sie z nim kócisz jak w każdej rodzince, ale widzę, że masz odmiennie. A pozatym masz Coffee'ego i wiesz...
Nie załamuj siem, będziemy Cię wspierać!
_________________ Może kiedyś tu jeszcze zajrzę. Nie wiem, jak mi się zachce...
Marcinek- Koral Gość
Wysłany: Nie 26 Paź, 2003 18:10
Lilly napisał/a:
Marcin...co do mamy, to ja nie wiedziałam-ale też mam problemy z mamą.
Grr... ostatnio z nią się ciągle kłócę, bo jest nieznośna, pije alkohol i jeszcze prowadzi poprostu ZBOCZONE rozmowy na gg i ciągle siedzi przy komputerze!!
Lilly napisał/a:
. A pozatym masz Coffee'ego i wiesz...
Heh... przynajmniej on (kot) się na mnie nie obraża...
Narvana a Ty byś poszła do pedagoga na jego miejscu??? zawsze postaw sie w roli tego któremu coś radzisz...czy Ty zrobiłabyś tak samo...moim zdaniem pedagog odpada ponieważ jest to obca osoba, której cieżko jest sie zwierzyć...
Marcinek- Koral Gość
Wysłany: Pon 27 Paź, 2003 11:40
girl in black, dokładnie, masz rację... Jedyna osoba w realu, której mogę się zwierzyć to moja 15letnia kuzynka- Ania...
Smuteczek Gość
Wysłany: Pon 27 Paź, 2003 13:30
girl_in_black napisał/a:
...moim zdaniem pedagog odpada ponieważ jest to obca osoba, której cieżko jest sie zwierzyć...
A forum? Tutaj też są obce osoby. Rozmowy w necie to nie to samo, co w realu. Przyjaciele z neta to też nie to samo. Jeśli złamiemy nogę czy jesteśmy chorzy to przecież idziemy do lekarza a nie do znajomych. Lekarz to też jest obca osoba. Pedagoga czy psychologa też możemy przecież tak traktować - jak kogoś, kto nam pomoże. Od tego właśnie są. Czasami przyjaciele nie umieją pomóc. Co jesteś w stanie zrobić dla przyjaciółki, która by miała problem jak Koral? Powiedzieć "Nie łam się, jestem z Tobą"? Czasami to nie wystarczy. Problem nie znika a narasta. Piszesz "pedagog odpada' A skąd wiesz, że jeśli Koral i jego mama porozmawiali by z nim to chociaż w części nie rozwiązali by swoich problemów?! Znasz takie powiedzenie "Nigdy nie mów nigdy"?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach